Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w końcu dała zwyciężyć... Młodzieńca rozpytywałem o Paryżu, i tak dobiliśmy się do godziny kanonicznej. Odetchnąłem w ulicy... O piękna milionowa kuzynko — gdybyś tych milionów nie miała!!
Mama bardzo pochwala znalezienie się moje...


18. lipca.

Nie miałem co przez dni parę zapisywać; dziś za to formalny evenement. Mama z rana odbiera od hrabiny Marji zaproszenie na herbatę wraz ze mną. Ja tam już dosyć dawno nie byłem. Pyta mnie czy idę — a jakże!!
O bożym świecie nie wiemy, pas le moindre soupçon. Szczęście, że mam to za prawidło, od którego nigdy nie odstępuję, ażeby wieczorem nie pokazywać się inaczej jak we fraku i rękawiczkach jasnych... Od obiadu jestem już sous les armes. Tym razem postąpiłem według mojej reguły, — jeszcze Mama zobaczywszy rękawiczki i frak, powiada mi: — Do czegoż to, gdy się idzie do skuzynowanego domu, na herbatę en petit comité? Alem się uparł. Jedziemy. Widzę w przedpokoju, lokaj w liberji paradnej z taśmami herbowemi. Spojrzałem na Mamę.
— Ty zawsze masz rację, szepnęła — a ja w starej sukni czarnej.