Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z uwagą. — Popola miał już jedną rękę wyjętą z kamizelki i położoną na stole, jakby się gotował ściągnąć stawkę... Po pięciu abcugach... patrzę, ręka konwulsyjnie mu leciuchno drgnęła i ze stołu znikła... Podniosłem oczy, hrabia mi się skłonił i od stolika odstąpił... Podniosłem tajemniczą kartę, była to dama pikowa, która w drugim abcugu przyniosła mi przyzwoitą sumkę... Błogosławiony wieczór! Przeszło po mnie jakieś ciepło ożywcze, ale karty położyłem obojętnie... Aria odskoczyła od stolika, Nabob poszedł do kasy... Ja — ponieważ było wolno — zapaliłem cygaro i wstałem...
— Hrabia zkąd przybywa?
— Z Romamii, z Włoch... rzekł wesoło.... u nas już jest zbyt gorąco... Panowie jeździcie do nas się odegrzewać, my do was przybywamy się studzić.
— Myśmy hrabiego czekali od kilku miesięcy, podchwyciła Aria — i sądziłam w końcu, że się nas barbarzyńców chcesz wyrzec zupełnie...
Popola poskoczył z żywością i pochwycił jej rękę, którą do ust przycisnął.
— Pani mogłaś to pomyśleć o mnie!
A! gdyby to prawdą być miało, nie pozostawałoby mi nic — tylko nie zrzucając rękawiczek, nie kładnąc kapelusza, ukłonić się i uciekać...
Zamiast odpowiedzi Aria wzięła jego kapelusz