Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

witając się, — oczy na stół mierzył i poskoczywszy nagle, krzyknął śmiejąc się po francuzku.
Va banąue! — Kto trzyma?
Nabob wskazał na mnie... Peste! zawahałem się... Niewiedziałem z kim mam do czynienia, nawet czy przegrawszy jest zapłacić w stanie.
W tem Wlasch zaprezentował mi go.
— Conte Filippo Popola — jeśli gra, ja mu służę moją kasą, nim się rozpakuje.
W oczach Arji widać było jakby uciechę z tego żem ja się miał tchórzostwem skompromitować.
— Serio! chciałbyś hrabia au debarqué szczęścia sprobować.
— Bardzo serio! na szczęście pięknej baronównej Arji... jestem pewien że mi jej wejrzenie da wygranę, bo cóż mu oprzeć się może...
— Przepraszam, rzekłem — jeśli oczy Baronównej mają być przeciwko mnie... ja do walki nie staję...
— Moje oczy są neutralne... zawołała śmiejąc się Aria, ale serce mówi zawsze za odwagą, nawet w kartach, przeciw obawie i rachubie..
Hrabia Popola patrzał na Arię, i patrząc na nią zdjął z podłogi kartę, spojrzał na nią, jakby od niechcenia podsunął pod moje pieniądze.
— Przepraszam, przerwał Nabob biorąc kluczy-