Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wszystkie. Wlasch się zaczynał niecierpliwić. Przepuściłem parę kart i całą wygranę znowu na jedną kartę stawię... wygrywa. Aria zerwała się z krzesła..
Zsunąłem pieniądze, mniej więcej miałem kilkadziesiąt tysięcy guldenów, w banku była kupka złota, podsunąłem pod nią kartę ciemną — a że tego wieczora dziwnie mi służyło szczęście, zdebankowałem Naboba, który kartę rzucił i cygaro zaczął palić w milczeniu. Stefanowi aż się słabo robiło — ja zapaliłem też cygaro i gadamy.
Nabob namyślał się, znać czy ma mi drugi bank założyć; moje pieniądze nie tknięte na stole jeszcze leżały, gdy słyszymy w dalszych pokojach żywy chód i w progu zjawia się nieznajoma mi zupełnie figura, mężczyzna młody, twarz orjentalna piękna, włos kruczy, wzrost słuszny, oczy czarne... spojrzenie bystre... Stanął zdala i białe zęby zobaczyłem w uśmiechu... Aria się zerwała wołając...
— Conte Filippo.
Nabob zapomniał o mnie i o stoliku i rzucił się ku gościowi.
Wszedł w oświeceńszą część salonu i dopiero się mu lepiej mogłem przypatrzeć. Wcale urodziwy mężczyzna, ale w wyrazie twarzy coś dziwnego, szataństwo jakieś, ironia, lekceważenie całego świata. Wszedł poufale jak by był tu w swoim domu, nie