Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie taję się z tem, nic dotąd mocniej mnie przywiązać nie mogło...
— Zazdroszczę temu szczęśliwemu śmiertelnikowi, który panią potrafi — ustalić.
— Niemasz czego, kochany hrabio — zdaje się, że ten szczęśliwy śmiertelnik będzie najbiedniejszym z niewolników, bo ja jestem kapryśna i despotyczna.
— Czy nas pani chce przestraszyć? zapytałem — a raczej odstraszyć?
— Nie — mais je joue cartes sur table.
Otóż w tym rodzaju rozmowa trwała dosyć długo — i — niewiem — ale pochlebiam sobie, że przynajmniej w tym stopniu co Gucio, zabawić ją potrafiłem.
Po obiedzie trafiło się, czegom się wcale nie mógł spodziewać ani przewidzieć. Wlasch ziewał.. Nagle obraca się do mnie — Hrabia grywasz?
— Dosyć chętnie — rzekłem.
— W co?
— Wszystkie gry w świecie..
— A! rzekł — nawet w starożytnego — na prawo, na lewo. Wyraził się złą niemczyzną. — Meine Tanie, deine Tante.
— Dla czegoż nie, odparłem — c’est d’une simplicité patriarcale, mais enfin.