Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kilku ociemniał i mieszka z wnuczką swą na przedmieściu, daleko, w małym domku. Znać musiał zubożeć bardzo, bo koło niego strasznie biednie, a kuzynka moja, która bawi przy nim, żadnego wychowania nie odebrała. Bardzo źle mówi po francuzku. — W domu gdyby nie resztki dawnej zamożności, byłoby nadzwyczaj nędznie... Staruszek i jego wnuczka o bożym świecie nie wiedzą. On mówi tylko o dawnych czasach, a ona o dziadku i o klęskach krajowych... o których ja nie mam pojęcia. Widzę że wielkie rodziny upadają i to mam za największą klęskę — ale zresztą!
Biedne dziewcze musi być tym naszym nieszczęśliwym patrjotyzmem obałamucone.
W pokoikach szczupłych, które zajmują, tak czuć było jakieś lekarstwa, ziółka czy coś podobnego, że ledwie usiedzieć mogłem i wyniosłem się co najprędzej.
Dziś byłem na obiedzie u hrabiny Marji. Pomimo ruiny, na którą się i ona uskarża, zaraz znać dom w którym są pewne tradycje. Służba ubrana jak należy — obiad był wytworny, bo ona sama jeść lubi. Pierwszy raz od dawna znalazłem się jakby za granicą. — Potrawy, podanie, wina, wszystko szło doskonale. — Piękna Emilja... siedziała koło mnie. — Każą mi się jej lękać, ale ja prawdziwie niebezpie-