Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzielę — prosimy go choć codzień. Podoba się Wandzie — a i owszem...
Mama się uśmiechnęła tylko, bo jest tego przekonania, iż każdej kobiecie, która ma smak i uczucie, jej syn podobać się powinien; i powiedziała to bez ogródki...
Starosta wielkie oczy zrobił i umilkł. Poszła potem najgrzeczniej, najsłodziej do Wandy i ujęła ją, jak to ona umie, uprzejmością swoją.
Ucałowałem jej ręce — obiecała mi tu zostać, dopóki się coś stanowczego nie rozwinie. Ma najlepsze nadzieje. Wandę egzaminowała, powiada, że w głowie trochę przewrócono, ale najlepsza w świecie dziewczyna. A że jej na dystynkcji zbywa zupełnie, nie winna temu...
Opowiadała mi Mama potem, jakie było zdziwienie gdy się zaanonsowała u hrabiny Marji, która naprzeciw niej do przedpokoju wybiegła z Emilią. Pytaniom nie było końca, uściskom, łzom i uciesze. Mama znajduje Emilię zmienioną i zbrzydłą. Ja tego nie powiem — ale... nie przeczyłem. Z początku się wcale z Tartakowskim nie chwalili, — Emilia tylko o Wlaschu powiedziała, że go sama nie chciała, bo dziko wygląda... Mama, która jest nadzwyczaj przenikliwą, odkryła w tem więcej niżem się ja mógł domyślać. Ani hrabina Maria, ani Emilia nie życzyły