Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Po piątej wyszedłem na spotkanie i poszliśmy na górę. Mama była zmęczona niezmiernie. U Starosty siedziała ze dwie godziny. Rozmowa była poważna. Mama, która umie powiedzieć słowa prawdy, otwarcie się wyraziła, iż sumienie mieć powinni, a Wandę wydać za mnie, bo mi majątek zabrali.
Stary się słyszę rozśmiał.
— Ja Wandę za nikogo w świecie wydawać nie myślę, ma ona tyle rozumu, że sama potrafi wybrać sobie człowieka. Nic niemam przeciw Adasiowi, oprócz, jak się wyraził, że próżniak.
Mama się uniosła. — Cóż chcesz, żeby robił?
— Cokolwiek bądź niech robi — byle nie zbijał bąków — zaczął stary, ale Mama mu ostro odpowiedziała, nie oszczędzając. Nie zapominaj, rzekła, że Adaś nie jest pierwszym lepszym dorobkiewiczem, że robić cokolwiek bądź, ani jego imieniu, ani jego tytułowi nie przystało.
Przyszło do żywego starcia, ale Starosta miał do czynienia contre forte partie. Mama powiada, że się formalnie zgniewała, aż jej twarz paliło. Ale wsiadła na starego co się zowie... Jakoś się pomiarkował przecie — i skończył: — niech się stara, i owszem, niech się da poznać, nie jestem od tego, i nie szykanuję, krew nas łączy... Prosiliśmy go na nie-