Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mógł. Szczęściem, że go ktoś na herbatę prosił, a ja siadłem pisać do Mamy.
Ledwiem się przygotował — patrzę mój faktor w progu. Dawno go nie widziałem... Zaczął od tego, czy nie mam jakiego interesu? — odpowiedziałem, że tymczasowo żadnego.
— A co z Chełmicy słychać? dodał — tam podobno pan przyjaciela posłał rozmyśliwszy się. A no! trudno — co komu do gustu. Wiadomości pan nie potrzebuje żadnej.
— Nazbierałem ich dosyć, siedząc tu przez czas tak długi.
Faktor się uśmiechnął. — To pan i o baronie Tartakowskim już wie? zapytał.
— Nowego! nic — nic nie wiem.
— A nowe jest. — Baron na giełdzie wygrał, — dobra kupuje, no — i żeni się, choć to jeszcze sekret wielki.
Zerwałem się od stołu.
— Co ty mówisz?
— Tak jest — już po zaręczynach, to pewna rzecz. Co na to począć, kiedy się prosty człowiek w takiej pięknej pani zakocha? Jemu się zdaje, że dostanie się do raju... Będzie musiał pewnie służbę porzucić, a mógłby był zajść wysoko...