Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

To com raz powiedziała, kochany kuzynku — dotrzymam, bądź co bądź — rachuj na... moją przyjaźń, ale... na jakiś czas — gdybyś się usunął — wdzięczną bym ci była — On a jasé
Podała mi rękę, którą przyjąłem i uścisnąłem... A! elle est adorable!
Zaręczyłem jej, że naprzykrzać się nie będę... lecz żebym z miasta miał wyjechać? bardzo wątpię... Nic nie rozumiem.


2. lipca.

Byłem na nowem mieszkaniu starosty. Wanda je urządziła, co do wygody zapewne, nic tam nie braknie, ale brak smaku w młodej osobie nie pojęty. Naprzód, któż mieszka na parterze? Mieli podobno wziąć piętro a najęh parter, aby staremu schodów oszczędzić. — To się tłumaczy zresztą. Pokój Starosty na wzór tego jaki miał w dworku urządzony, święcie odbija wszystkie niechlujstwa pierwowzoru. Fotel ten sam, pod nogi tenże — wyblakły stołeczek, nawet stoliczek bejcowany przybył za panem.
Salon Wandy — nie wiem czy na to nazwisko zasługuje. — Postawiła krosienka w oknie — stół jakimś staroświeckim okryła dywanem i zarzuciła li-