Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

mnie zapewniono, że to pierwszy w mieście. Dziś odpoczywam i robię wycieczki dla zorjentowania się tylko...
Florek, jak przewidywałem, wielu drobnostek zapomniał, bez których jednak życie trudne. Wódkę kolońską, do której nawykłem, a której tu niewiem czy podobnej dostanę, prawdziwe duńskie rękawiczki na rano — robione na miarę — guziczki z perłami... wszystko w Wilczej Górze zostało. Głupi chłopak zdaje mi się, że stracił głowę za tą garderobianą Mamy latając — która jest kokietką jakich mało...
Przechadzałem się po mieście trochę przed obiadem... ale mnie prędko ochota odeszła od eksploracyj... Na górze jakiś kopiec sypią, dla którego o mało mnie jacyś ichmoście nie zaprzęgli do taczki... Populacja dziwnie wygląda nędznie, niektóre ulice puste, inne brudne... i osobliwszemi figurami zasiane... Malownicze to może, ale jakże tu śmierdzi!! Widziałem afisze, — w teatrze grają jakąś sztukę narodową; ani baletu, ani opery... Sam teatr wygląda jak spichlerz...
Przejrzałem moje listy rekomendacyjne, od Mamy.. Muszę być naturalnie i u Hrabiego, ale to tylko ceremonja... ten zbyt zajęty swoim światem urzędowym, i — mówiono mi, nie najlepszego tonu. Urzędnik jest cela dit tout.