Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Galilei, wyobrażał nierównie porządniejszym i piękniejszym. Przypomina małe mieściny belgijskie i litość mnie bierze. Cóż to za dziura! Jaki brak smaku i jaki brak życia! Chciałem w początkach przemieszkać tu czas jakiś, ale zaczynam wątpić, czy to podobna. Coś bardziej parafiańskiego, zacofanego... lachons le mot, barbarzyńskiego, trudno sobie wyobrazić.
Z rana przyszedł izraelita, który się mienił hotelu komisionerem czy coś podobnego. Zdaje mi się, że tej instytucji gdzieindziej za granicą nie znają. Napróżnom go się starał zbyć, upewniając, że w razie potrzeby zawołać go każę — stanął uparcie przy drzwiach i począł konwersację.
To mnie prawdziwie uśmieszyło... Stał się historiografem miasta, troskliwie wyliczył mi wszystkie zabawy i osobliwości, i chciał snać przepisać mi tryb życia... Zdaje się, że tego rodzaju ludzi rzemiosłem est, znać wszystkich i wiedzieć o wszystkiem i pomagać do wszystkiego. C’est un homme a tout faire. Ledwie się go pozbyć mogłem. Zabytek to dawnych naszych czasów, gdy nigdy dosyć sług nie było.
Hotel godzien miasta... Zdaje mi się, że w dziewiczych lasach Ameryki na równie dogodne, lub wytworniejsze trafić można.. W pierwszej chwili wahałem się, czy rozpakować, tak brudno... Sądziłem, żem źle trafił i zajechał do jakiejś małej gospody, ale