Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Jednakże to, co się widzi w ulicy, nie może być wszystkiem... Towarzystwo lepsze istnieć gdzieś musi na wyżynach... i domy na stopie pańskiej. Smutno jest być obywatelem takiego zacofanego kraju.
W ulicy dwóch pięknych zaprzęgów nie widziałem, a trzy spotkałem śmieszne. — Gdzie jest kwartał arystokratyczny i pałace? nie mogę zgadnąć. Hrabiowski pałac — podobny do wielkiej cukierniczki z herbem... nie rozumiem nic...
Wracam z obiadu pod wrażeniem tej kuchni obrzydliwej. Z westchnieniem przychodzi mi wspomnieć mój table d’ hote w „Hotel de Suéde“. Umyślnie jadłem we wspólnej restauracji, aby się trochę publice przypatrzeć — i a la carte. Niech im Bóg nie pamięta, co mi dali... Taki beefsteak tylko ze starych butów przyrządzić można. A co za towarzystwo!
Nigdym jeszcze tyle wiejskiej naszej szlachty nie widział co tutaj. Wszyscy wyglądają na ekonomów lub leśniczych... Co za wąsy, a jaka wrzawa panowała przy stolikach, a jak się tą lurą lubowali, którą ja ledwie przełknąć mogłem!
Zdumiewałem się co chwila. Brudny kelner obchodził się ze mną jak z przyjacielem. Niezapomnę nigdy serwety, którą miał na ręku — odebrała mi apetyt.