Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik panicza.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jaki wywiera na parwenjuszu, gdy go pod rękę ujmie książę Jegomość...
Całemi wieczorami bawią się tem — ale prałat powtarza i odgrzewa bardzo już znane anegdotki, które ja gdzieś dawniej słyszałem...
Nadszedł i Tartakowski, który ze mną był wprzódy dobrze i serdecznie, a teraz kuso na mnie patrzy, zimno wita, i okazuje mi jakąś urazę, chociaż nie uchybiłem mu nigdy. Ale ci świeży baronowie jak on, są tak drażliwi, że nigdy wiedzieć nie można, co się im nie podoba. — Przypadkiem wyszliśmy razem, zaczął mi dokuczać panią Emilią. — Musiałem mu się wyprzeć wszystkiego, oprócz kuzynowstwa i przyjaźni — i dodałem, że nawet wyjeżdżam wkrótce. — W istocie myśl ta mi coraz częściej przychodzi, że powinien bym wyjechać... Od Emilii się oddalić każe najprostszy rozum, a co się tyczy Wlaschów — to nadzwyczajnie trudne, nudne, — brudne...
Toute refléxion faite, nie mogę się ośmielić na taką wyprawę po złote runo... jednego Stefana mając za sprzymierzeńca. — C’est un enfant terrible, i rychlejby mi popsuł niż dopomógł...
Innych projektów tu nie mam, i nie widzę najmniejszej perspektywy — wyjąwszy te kilka godzin u Emilii, potem z Iwińskimi i hr. Ferdynandem...