Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

załem się, ale musieli mi przyznać, żem niedarmo żołnierzem się nazywał.
Poczęli pod wieczór pić i dokazywać, w czem już nie dopisałem im do końca, i wynieśliśmy się z panem Jackiem nieznacznie. Gonili nas podobno, ale nie złapali.
Już tedy potem do starościców zaprosin było bez końca, że się im i obronić stało rzeczą niełatwą, zwłaszcza, że mnie tam owe piękne oczy ciągnęły. Trafiało się i tak, żem prawie sam na sam z panną zostawał i z ochmistrzynią jej, bo matki nie miała, i konwersowaliśmy z wielką przyjemnością, gdyż panna była tak rozumna, jak piękna, a mowę miała tak gładką, jako lice. Tyleż, mogę rzec, szczęścia miałem w tym domu, co z nią, bo panowie bracia wkrótce krzywo na mnie patrzeć zaczęli. Ale na to się niewiele zważało, chociaż, iłem razy pomyślał, że mnie zły humor panów braci z tego raju wygnać może, ciężko mi było.
Gdy się to dzieje, a ja wioszczynę moją z tego trzosika porządkuję, i konie kupuję, i sprzęciku trochę różnego, już tedy coraz wojna owa, z wiosny zapowiadana, bliżej a bliżej — więc i do chorągwi wzywają... Ale napisałem do porucznika, że się na czas stawię.
Tymczasem do starościanki się jeździło, a z braćmi zabawiało, jak to młodzież zwykła. Tylko z nimi już nie pierwszym obyczajem, bo mi widoczniej coraz okazywać poczynali, że niespełna radzi byli, kiedym się do siostry przysiadał. Wszelako już mnie to odepchnąć nie mogło, bo mi tam jakoś bardzo szło szczęśliwie, i w niedługim przeciągu czasu przyszło do tego, iżem jej wyznał mi-