Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jomili się ze mną bardzo grzecznie, gadamy; wtem jeden z nich, młodszy, zaprasza do siebie na obiad. Nie wiedziałem, że wszyscy i z siostrą mieszkają razem, ale powodu odmówienia nie było; pana Jacka też wzięto.
Pojechaliśmy wszyscy, jak kto stał, do zamku ich o półtorej mili. Rezydencja była pańska, dwór wielki, w domu honeste wszystko i zamożnie. Zaraz mnie tedy przedstawili i siostrze, i kobietom innym, i godnej matronie, pani podczaszynie, o której wiele już wprzódy słyszałem. Ta mnie też zaprosiła, abym ją odwiedził.
Niewielem się do starościanki mógł zbliżyć, alem w nią, jak w tęczę patrzał, dla nadzwyczajnej jej piękności. Widziało się po świecie niewiast wiele, takiej przecie nigdy. Wspaniałość i łagodność połączone w niej były mirabiliter. Świeciła tam wśród niewiast, gdyby gwiazda. Miałem zręczność kilka słów przemówić, i oczarowany zostałem. Całe poobiedzie trwały zabawy rycerskie, ścigania się, strzelania z luku, z fuzyj i muszkietów, z pistoletów i t. p. Mnie obuszek mój, com go był tak, jak z przypadku, wziął, jadąc, kazawszy Grzesiowi przyczepić do siodła, bardzo usłużył. Umiałem z nim tak dokazywać, jak nikt, a byłem przywykły do jego wagi i rzucałem, jak trzcinką, choć drugi ledwo co mógł dźwignąć. Admirowali więc szczerze tę sztukę, a niemniej, kiedym im pokazał, jak to się z łuku strzela, bo żaden tam tego nie umiał. Bawili się kuszą i strzałami, gdyby dzieci; dopiero ich nauczyłem, że w tem sztuka jest, a można tak dobrze w cel wystrzelić, jak i kulą.
Już nie wiem, czy im miło było, że może zręczniejszym nad nich w kawalerskich dopisach oka-