Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

łość moją, za co się nie rozgniewała cale, i otrzymałem tylko odpowiedź:
— Niechże ten afekt będzie stateczny, bo on niemało obojgu nam zmartwienia i trudności przyczyni...
Jakoż się nie omyliła.
Już jak się raz te pierwsze lody połamały, tośmy konfidencjonalnie naradzili się, jak sobie poczynać, aby to do skutku przyprowadzić; i stanęło na naradzie, iż czekać potrzeba, nie przynaglając.
Najpierwsza ze wszystkich dostrzegła, co się święci, pani podczaszyna, która starościankę Helenę kochała, jak własną córkę; a że u niej miałem względy, okazała i w tem łaskawość swą dla mnie, radząc cierpliwość i wytrwanie.
Już codzień gęściej mówiono o wyprawie pod Wiedeń, ku któremu wojska tureckie pod wodzą wezyra wielkiego, Kara Mustafy, dążyły, aby go oblec i zdobyć. Dochodziły wieści z Warszawy o wielkich przygotowaniach, a Lubomirski przodem miał ciągnąć na posiłek, nimby sam król wyruszy! z resztą wojska. Byli tacy jednak, co do ostatniej chwili rezolucji królewskiej nie dowierzali, gdyż się tam na dworze różne opinje ścierały i wpływy ważyły.
W tym składzie rzeczy, który opisałem, niebardzo mi może w smak było iść karku nastawić; ale czułem się, jako inni, miles christianus. Ino też, miły Boże, myślałem, coby się z tą wszystką moją imprezą stało, gdyby wojna wybiegła i przydłuższa być miała, jak się tego po nieprzyjaciela uporze i sile spodziewać było można! W Wólce bez mała wszystko jeszcze do góry nogami, jak nie-