Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pamiętnik Mroczka.pdf/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

trafili napaść odeprzeć, chyba łaską to bożą, która zawsze niewinnego krzepi i wspomaga
Wypocząwszy następny dzień, puściliśmy się w dalszą drogę i dostaliśmy się do Warszawy, gdziem się czuł zupełnie bezpiecznym. Rozpoczęły się po trybunałach procesy nasze: Nałęcze przeciwko mnie, ja przeciw nim. Alem miał za sobą i króla, i dwór, i dyplomatów, bom był pokrzywdzony i uciśnięty. Byłoby to jednak nieskończone wieki trwać mogło, i dobra żonine, zajechane przez braci, nie wyszłyby z ich rąk, gdyby nareszcie do ugody nas nie sprowadzono.
Wspólni przyjaciele zbliżyli nas; spisaliśmy tranzakcję ugodną, ze wszelkich krzywd i pretensyj wzajemnie się kwitując, tylko sumy posagowej ustąpić musiałem tytułem kosztów.
Jak się to stało, nie bawiąc, ruszyliśmy po Zielonych Świątkach z Warszawy do domu, aby uroczyście wesele odprawić i z rodziną się przejednać. W Wólce nam było ciasno, w majętności żony był dzierżawca jeszcze; kazałem więc trochę dwór w Ryżawce wyporządzić i wprost tameśmy podążyli.
Nie było bardzo dogodnie ani pięknie w tem starem domowisku opuszczonem, ale młodemu gdzie nie dobrze i gdzie nie wesoło? Zwłaszcza, jeśli z dozgonnym przyjacielem — a jeszcze po takich burzach, jakie ja przebyłem — u portu i spoczynku!
W kilka dni kawalkatą ruszyliśmy do panów braci. Nie mogę narzekać, aby mnie źle lub kwaśno przyjęli; owszem, starali się okazać, że wszystko zapomniane było, i zmuszali moich i mnie pić i kochać gwałtem.