Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pałac i folwark 02.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdzie? w synagodze? — zapytała Zosia naiwnie.
— Nie, — odezwał się Abraham, — ona jest — katoliczka. Na trzy dni przed ślubem ją ochrzcili. Ona miała takiego rozumnego stryja co ją chował na wszelki wypadek bez żadnej wiary. A jak by jej przyszło pójść za żyda albo za protestanta...
Tej teorji wysłuchały kobiety ze zgrozą. Klara powtórzyła raz jeszcze — skończenie świata!
Ostójski kiwał głową.
— Więc jakże panie Abrahamie, przecie gdy przyjadą, pójdziesz się im pokłonić, albo oni odwiedzą wujaszka? Jak Boga kocham w głowie się mięsza.
— Nie, ja tego nie zrobię, — odpowiedział izraelita z powagą, — ona porzuciła wiarę swoją, między nią a nami niema już nic, ona nie moja siostrzenica, jam jej obcy. No — ale przyznam się jegomości, chciałem się przed nim pochwalić! Nie — ja tam nie pójdę, ani ona do mnie nie przyjedzie... Hrabia pewno niewie nawet o tem, że ma wujaszka w miasteczku... a ludzie... będą o tem wiedzieli. Dla biednego żyda, — to jest satysfakcya! A! a! czego to teraz za pieniądze kupić nie można! Kłaniam jegomości...

Nie miał nic pilniejszego Ostójski po obiedzie nad zaniesienie tej nowiny do dworku księdza Kanonika, który ani o ożenieniu, ani o rodzaju tego ożenienia i stosunkach jakie z sobą przynosiło nie wiedział wcale. Panna Klara nie towarzyszyła im w tej wyprawie, była bowiem do szpiku kości szlachcianką polską i uczuła się, wedle dawnych pojęć, dotknięta tak w swem dostojeństwie iż dostała bólu głowy i musiała