Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cząłem się dowiadywać i przekonałem, że Wojżbunówna — uciekła. Jakim się to sposobem stało, nikt jeszcze nie wiedział, posądzano różnych, że jej do tego przez litość dopomogli, lecz wszyscy się uniewinnili. Trzymał ją Książę na folwarku, dom był cały ostawiony do koła, przy drzwiach i oknach dzień i noc straże. Nikt oprócz jednej panny garderobianej i Księcia do niej nie wchodził.
Pomimo to w tydzień po przywiezieniu jej tam, zniknęła. W alkierzu przy pokoju okno było wyjęte, a ci co pilnowali, leżeli pod niem pijani tak, że się ich dobudzić nie było podobna. Później się okazało, że narzeczony panny, Dulemba, nie mogąc jej ratować siłą, pracował różnemi sposoby, dopóki jej nie uwolnił.
Rozesłano pogonie na wszystkie strony i trakty; Książę sam chciał pędzić, lecz nigdzie nie było ani śladu.
Tak się ta smutna tragedja szlachecka skończyła na pozór, na twarzy księcia Miecznika i w całem obejściu się jego, humorze, zostawiwszy po sobie ślady. Opryskliwy się stał, dumny, gniewny, i nierychło go to obeszło.
Miałem naówczas wioszczynę zastawem w Nieświeżczyźnie, z łaski Księcia, uprosiłem więc sobie konia i pojechałem spocząć do domu, aby licha zapomnieć.
Po szlachcie szeroko się rozniosła wieść o napadzie na Rabkę; na Księcia pioruny rzucali niektórzy, odgrażali się i wywoływali, że mu to kiedyś odpłacą, ale ci, co z Radziwiłłów żyli, bronili też zajadle, w śmiech i żarty obracając całą sprawę. Pamiętam jednego poczciwca, co na całe gardło wołał: Gdyby Księciu Jegomości zachciało się mi wykraść moją Kachnę albo Julisię, anibym mruknął; tać to posag pewny, a mężówby znalazły na kopy. Jednakże nie wszyscy to tak brali. Jam milczał, Bogu tylko wiadomo co mnie to kosztowało, Księcia kochając, a nie mogąc mu tego przebaczyć. Tydzień na wsi siedziałem zamknięty, gryząc się a desperując. Przyjechał do mnie, do-