— Wojżbunowie, M. Książę, ze strachu nikczemności robić nie zwykli.
— Panie kochanku — rozśmiał się Książę — dalipan mnie wyzywacie?
Wojski ramionami ruszył, ręce w kieszenie od kapoty włożył i stał wcale nieporuszony.
— Książę mi grozisz?
Miecznik czerwieniał coraz.
— WMość mnie jątrzysz? Przecie koronaby z głowy Wojszczance nie spadła, żeby wyszła się nam pokazać.
— Ani ona, ani ja sobie tego nie życzę — odparł Wojski.
Książę się przeszedł parę razy po ciasnej izdebce, jak gdyby wcale tego do serca nie brał.
— Panie Wojski, panie kochanku — odezwał się — wy tu tak na wsi siedząc, sam na sam z kurami i gęsiami, musicie czytywać dużo historyj starych?
Szlachcic nie zrozumiał, popatrzył się na Miecznika i nie odpowiedział nic.
— Hę? — spytał po chwili.
— Bo ja właśnie myślałem, panie kochanku, czyście wy czytali tę ciekawą historyę o królu czy książęciu hiszpańskim, który był sobie upodobał ubogą szlachciankę kastylską. Otóż, panie kochanku, gdy raz i drugi dziewczyna się tyłem obróciła, a ojciec mu drzwi przed nosem zamknął, panie kochanku, książę się rozjątrzył, pogniewał i powiadają, fatalna jakaś z tego wypadła awantura.
Wojski słuchał.
— Tej historyi wprawdzie nie czytałem — rzekł — pierwszy raz o niej słyszę; ale, Mości Książę, co się mogło trafić w Hiszpanii, za barbarzyńskich jakichś czasów, dziś nikogo nie obchodzi. Dziśby takie książątko powlekli do trybunału, i jak Zborowskiemu łebby ścieli, alboby, jak dymitra, tego co porwał Halszkę Ostrogską, zabił pierwszy lepszy.
Książę zaczerwieniał mocno.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/56
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.