Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jednakże, Glinka, świecę odemnie trzymaj zdaleka. Finke bez saletry nie stąpi, musi łaciny namięszać.
Doktor odszedł na kilka kroków.
— Idź spać, Eskulapie, panie kochanku — dodał książę — tylko nie chodź do Ekonomowej, proszę cię, żebym potem z twojej przyczyny procesu nie miał.
— Ale, proszę Księcia JMości — odparł Finke — ekonomowa Strzałkowska ma pięćdziesiąt lat.
— Tak ci się zdaje, panie kochanku — westchnął książę — ja ją pamiętam gdy miała osiemnaście, jużci tak prędko postarzeć nie mogła. Oni na wsiach, panie kochanku, powoli żyją. W dzień zresztą będzie wyglądała na pięćdziesiąt, a wieczorem na dwadzieścia. I to się praktykuje.
Finke ramionami ruszał.
W. Ks. Mości, po fatygującej podróży wczesnyby się sen należał — dodał — przed północą sen najposilniejszy.
— Słyszałem — rzekł książę — to nie nowina. Idźże się nim posilaj, a mnie się nie chce. Wy się tego od kur nauczyliście, a co kura to nie człowiek... Daj mi z tym Morfeuszem pokój. Dobranoc ci! Glinka — dodał zwracając się ku mnie — proś pana doktora za drzwi, panie kochanku.
Finke kwaśny wyszedł, jam go przeprowadził do progu.
— Książę ma trochę gorączki — szepnął mi — gdyby pić chciał, limonada przygotowana. Nie dawaj mu się zbytnio rozgadywać, bo się ze snu wybije.
Ledwie się drzwi zamknęły, Książę zapytał.
— Poszedł szołdra?
— Tak jest mości Książę.
— Siadajże i nie śpij, a słuchaj, bo mi się chce gadać. Jużciż powinienem mieć kogoś, żeby mnie słuchał.
Pomimo tej obietnicy zamilkł natychmiast; zmienił tylko rękę, sparł się na drugiej i mruczał coś niewyraźnie. Trwało to ze ćwierć godziny. Wtem kury,