Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Ostatnie chwile Księcia Wojewody (Panie Kochanku).djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Finke jako doktor był z nami w podróży.
— A po jakiego licha? panie kochanku! — zamruczał. — Czy ty myślisz, że on więcej co wie jak ja i ty? Weźmie za puls, potrzyma, języka sobie każe pokazać, głową pokiwa, powie, że wszystko dobrze — byle pieniądze wziął. Co te doktory, co te doktory, panie kochanku; choćby i ten Trales, co go trzeba było na wagę złota kupować, a osioł panie kochanku, niemiec, słowa nawet po polsku nie umie, jakże on polską chorobę leczyć może?
— Czy Księciu mówienie siła nie zaszkodzi pod noc? — zrobiłem uwagę.
— Cóż to i ty doktorem zostałeś? — obruszył się — a tobie co do tego? Hę! drzemaćbyś chciał pod piecem.
— Ale nie, mości Książę, z troskliwości.
— Patrzajcie go, jaki gorliwy. Milczałbyś, panie kochanku.
Westchnął, podparł się na kułaku i zmilczał sam.
Wpatrzyłem się w niego, oczy miał otwarte, ale jak mgłą zasłonięte, nieruchome, choć na twarzy jakieś życie grało.
— Śpisz, Glinka? — zapytał po chwili.
— Nie mości Książę, mnie się wcale na sen nie zbiera; w drodze się dosyć drzemało na zapas, choćby całą noc siedzieć, to mi nic.
— Tak, gdyby kto z tobą choć w drużbarta grał, albo panna Marcjanna słodkie oczy robiła do waszeci, to wierzę... na senby ci się nie zbierało, panie kochanku; ale słuchać jak w starym garnku klekocze, pono nie weselej jak gdy deszcz dziurgiem z rynny bieży...
Uśmiechnąłem się.
— Zobaczno, która tam?
Było po dziewiątej, ale raz skłamawszy, musiałem już zegarek wyprzedzać.
— Pół do dziesiątej, mości Książę.
— Onoby to spać iść wypadało, bo mówią że sen przed północą najposilniejszy — zamruczał. — Ale łgą... i spać mi się nie chce. Który dziś dzień?