Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzynę inaczéj trzeba polować, niż na pospolitych fircyków. Grała więc rolę niewiasty ubogiéj, zrujnowanéj przez nieszczęśliwy skład okoliczności, spotwarzonéj, ale chrześciańską rezygnacyą przejętéj, — była skromną i dumną razem, nie przyjmowała żadnych podarków, nie żądała pomocy, mieszkanie miała nader szczupłe, sługę jedną... jeździła najętym powozem...
Wszystko to coraz bardziéj jednało jéj serce Wawrzęty, który nie mógł się domyśléć ani Annibala w buduarze, ani kilku dobrych przyjaciół, mających różne w dniu godziny. Jak wszystkie niewiasty do intryg wdrożone, Mira dzień miała bardzo ściśle podzielony pomiędzy klientów swych, tak, że nigdy jeden drugiego nie spotykał. Praca, odwiedziny, nawet modlitwa służyły jéj za tłómaczenie, iż nie zawsze mogła być widzialną.
Wawrzęta znajdował ją zawsze nad książką, przy fortepianie, nawet nad robotą. Dodać należy, iż przybywał karetą huczącą po bruku, że powoli wchodził na schody, a zatém na przygotowanie właściwego przyjęcia dość było czasu.
Mira choć grała tym razem, jak dawniéj mówiono, va banque, postępowała cierpliwie, rozważnie, wcale nie myśląc psuć sobie gry niepotrzebnym pośpiechem, ani przedwczesną chciwością. Wawrzęta z delikatnością niezmierną, różnemi drogami chciał jéj dopomódz, widząc w położeniu, które zdawało się potrzebować przyjacielskiego wsparcia, baczna wdowa odrzucała wszelkie ofiary.
Miała ona mocne postanowienie wydać się za Wawrzętę, dlatego względem niego była okrutniejszą nawet, niż kiedykolwiek dla innych. Rumieniła się jak wiśnia, gdy końce paluszków chciał pocałować. Raz znalazł ją zapłakaną, i wyznała mu, po wielu