Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

naleganiach, iż lęka się, aby jego odwiedziny o nowy szwank nie przyprawiły jéj sławy... Wawrzęta rzadziéj się więc pokazywał.
Gra to była mądra, choć niebezpieczna, bo rodzina miała czas wystawić baterye, szukać środków obrony, a wiedziała dobrze co jéj groziło, gdy się różowe te łapki do skrzyń antenatów dostaną. Popłoch w obozie był tem większy, że Wawrzęta ilekroć go zaczepiono zdaleka, dawał taką odprawę, iż powracać nie było bezpiecznie.
Nie było prawie środka dla odwrócenia klęski, rachowano tylko na czas, na rozmysł, a zapomniano, że ten sam czas rodzi nałogi serca, nawyknienia nieprzełamane, dla starych szczególnie.
Wawrzęta przywiązał się, a jak to ongi poufale mówiono, zaszłapał i zaszłapał tak fatalnie, że się już wyplątać nie mógł.
Pomimo nóg obrzękłych, wieczorem ukląkł, całując rączki Bogini, oświadczył się, i z nieśmiałością wielką, ofiarował serce, imie i ślub natychmiastowy.
Dla wytrwania w przybranym charakterze do końca, Mira się rozpłakała i odpowiedziała stanowczą odmową, nie żeby w sercu nie czuła szacunku, a nawet tkliwszego uczucia dla pana Wawrzęty, (bo ona zawsze lubiła tylko ludzi w wieku statecznym) — ale że jéj nie tajno było jakie prześladowanie, jaką na siebie ściągnie nienawiść całéj rodziny, że zostanie posądzoną o chciwość, i t. p.
Dodała, że gdyby była niezależną, bogatą, z chęcią, z radością oddałaby rękę temu, którego serce jéj z tysiącaby wybrało... ale... i t. d.
Ta przemowa miała i to w sobie dobrego, iż naprowadzała wojewodę nieznacznie na myśl konieczności zapewnienia jéj losu, aby nie została na łasce nieprzyjaznéj familii.