Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Orbeka.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kilka nie mówił tylko o niéj, usiłując ją bronić od złych języków. U Starościnéj Małogoskiéj spotkali się raz drugi. Wawrzęta przysiadł się wcześnie do swojéj znajoméj. Ona była zachwycającą prostotą, naiwnością dziecinną, skromnością układu... słowem, tém wszystkiém na czém jéj w istocie najwięcéj zbywało.
Przy wieczerzy Wawrzęta podał jéj rękę, mówił tylko z nią, odprowadził i zasiedział się dłużéj niż zwykle.
Zaczęto już szeptać o téj skłonnosci starego, rodzina, córki zamężne, synowie, zięciowie, nieco przelękli, bo u nas małżeństwa siedemdziesięcioletnich starców wcale nie były osobliwością, ze wszech stron puścili na Wawrzętę wieści o przeszłém życiu wdówki. Przesyłano mu biografie, listy, dokumenta, satyry, piosnki, z każdą niemal pocztą, znajdował je codzień na stolikach. Ale w takich razach działanie słowa, najprzeciwniejszy skutek wywiera, jest-to dowiedzioném, i Wawrzęta bronił swéj przyjaciołki, upór się w nim zrodził i przyspieszył wybuch staréj namiętności, która w piecu siedemdziesięcioletnim diablim się pali płomieniem.
Oburzyło pana Wawrzętę, że smarkacze chcieli go uczyć rozumu, i mieli już za niedołęgę potrzebującego kurateli. — Odprawił przychodzących z plotkami, różnie, trochę niegrzecznie, a bardzo dumnie. — Gdy sprobowano kogoś namówić, aby się trochę pośmiał ze starego — (myślano że to poskutkuje) — Wawrzęta odparł: — Mości panie... rejestra z przeszłości niebezpieczne, gdyby się nam i naszym paniom ze wszystkich grzechów spowiadać przyszło, każdy by miał torbę grzechu, a świat torbę śmiechu. Co było a nie jest, to nie pisać w regestr.
Wawrzęta pojechał naumyślnie do Miry.
Mira wiedziała dobrze, iż na taką grubą zwie-