Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.3.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bli, kijem stojącym w kącie, tak go płatnął, że upadł w podwórze nazad. Towarzysze jego na krzyk ten zerwali się z miejsc i co tchu poczęli uciekać. Dymitr nie zważając na ich liczbę, wysunął się oknem za niemi, i jednego który leżał powalony uderzeniem, przydusił, aby nie miał czasu uciec.
Żyd w alkierzu udając sennego głęboko, milczał uparcie.
Dymitr nie chciał puścić z pod siebie schwytanego, a lękał się, aby opamiętani towarzysze jego, nie przyszli go uwolnić.
Stary otworzył wrota i pomógł go zawlec do izby, poczem zatarasowano na nowo, okno zasunięto i zaczęto ogień rozpalać. Żyd spał. Dopiero gdy posłyszał jęki hajduka i poznał głosy, rozsunął drzwi swoje i wypadł cały przelękły. Ogień błyskał samemi skałkami rozżarzony w kominie. Stary kniaź stał z szablicą, a Dymitr kończył wiązać złodzieja.
Gdy się rozjaśniło dobrze, poznali oba Hołubowie hajduka, którego widzieli przy panu Chołupskim.
— A to ty ptaszku, — spytał stary. — Musisz być płatnięty za ucho, bo zdaje mi się, żem cię wczoraj rąbnął, gdyście z waszym panem przyszli do mnie w odwiedziny.
I odgarnął mu włosy, a zawiązana rana, nie dozwoliła powiątpiewać.
— To i dobrze, — rzekł stary, — dostawim cię do urzędu, a tam wytłómaczysz się po coś ty tu lazł nocką do nas. Panaś słuchał, niechże cię pan od szubienicy obroni.
Hajduk począł płaczliwie się wypraszać i stękać. Ból nogi, która ogromnie puchła, łzy mu z oczów wyciskał, strach gorzej bolał go jeszcze.
— Nie dostawiajcie mnie do urzędu! Kniaziu miłosierny. Pan panem będzie, a ja zginę.
— Boś i wart tego.
— Cóżem winien, że przykazanie spełniłem?
— A! to ci kazano?