Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.3.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w potrzebie kieliszek gorzałki na pokropienie, a więcej mnie nie stać.
— Albo to W. miłość myślicie, że bardzo drogi, — spytał arendarz.
— Choćby był najtańszy, kiedy w waćku pusto.
— Co to ja o pieniądze proszę, czy co? potrząsając ramionami, — rzekł żyd.
— Ani ja o kredyt, — dumnie odpowiedział kniaź.
— Nu, to tak! — nalegając dołożył arendarz, — to już tak! Otóż wiecie co? nie odmówicie mi przecie, gdy poproszę na lampeczkę jak gościa.
Na te słowa stary, nie w ciemię bity, począł się licha domyślać i odparł:
— Kłaniam uniżenie, ale ja miodu nie piję nigdy.
— A kieliszeczek starej piołunówki?
— Coś mi niezdrowo, nie chcę.
— Właśnie że niezdrowo.
— U mnie woda lekarstwo.
Znudzony arędarz ruszył plecami, włożył ręce w kieszenie i wyszedł.
Wprawiony w podejrzenie kniaź Ostafi, przypasał znowu szablę do boku i usiadł plecami oparłszy się o ścianę, a głowę, sparł do spoczynku na stół.
I żyd i Dymitr zachęcali go, aby sobie siana posłać kazał, ale stary odpowiedział stanowczo, że się nie położy; Dymitrowi kazał ledz niedaleko i tak skończył się wieczór. Pogaszono światła, żydzi zaparli się w alkierzu, noc nadeszła, cisza panowała w około.
Było już z północy, gdy stary, który spał czujnie, zbudził się słysząc szelest i gadanie w komorze żydowskiej. Nadstawił ucha: arędarz przez okno szeptał do kogoś, ale nie słyszał co. Ostrożnie zbudził Dymitra i oba cofnąwszy się z miejsc swoich, mieli się w pogotowiu.
Po chwilce okno karczmy wysuwać się zaczęło ostrożnie i po cichu, zaczerniało pod niem, jakieś cienie ukazały się w podwórku. Lecz gdy pierwszy z ludzi zaczajonych nogę zarzucił na ławę, usiłując wleźć do karczmy z podwórza, stary nie chcąc profanować sza-