Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Okruszyny zbiór powiastek rozpraw i obrazków T.1.djvu/13

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rozsypują się w proch, w pył, w lekkie pary i — w nicość, duch co je ożywiał — uleciał.
Poniżej, ciemne tylko przepaści, kędy śpią duchy zapomniane. A karą im, ich samotność wiekuista, ich odcięcie od jedności; bo na całą wieczność pozostaną same z sobą, odepchnięte od wielkiej całości. Jęki ich boleści nie dochodzą do sfery duchów żyjących i tłumią się w bezpowietrznej czczości.
A w niebiosach taki spokój, takie wesele! Patrzcie, jak jasne oblicza błogosławionych, jak połączone dłonie, serca, dusze tych, co nie żyli tylko sobie i dla siebie, co nie obawiali się myśli, pracy i cierpienia.
W sercu Ojca odbija się ich myśl każda, a żywotem Jego żyją duchy, pod szatami Przedwiecznego spoczywające. Wszyscy są jednem, każdy czuje siebie w całości, całość w sobie. I nie ma tam tajemnic, bo myśl rodzi się tu widomie, dotykalnie, wzlatuje nad płomienną głową, obiega wszystkie sfery, i nie ma tam zmiany, bo nie ma nic drugiego, i walki, miłość spaja złotym łańcuchem każde ogniwo nieśmiertelnej całości.
Z krain spokoju czemuż wzrok aniołów obraca się tak często na ziemie czarne, i spoczywa na drobnych zaludniających je istotkach? Bo tam nizko widzą próby życia, które zwycięzko skończyli, a serce ich boleje, lituje się i w pomoc braciom leci modlitwą serdeczną.
Jeden z duchów niepokalanych spojrzał na światek mały, i patrzał nań długo, długo, aż zachmurzyła mu się skroń, aż zaciemniały oczy, aż łza litości razem i zgrozy spadła z szafirowego oka na szatę białą jak śnieg.
Łza ta puściła z siebie skrzydła i wzleciała niemi w wyższe kręgi, padając u progu bożego. Wszystkie duchy zapłakały tą łzą zgrozy i politowania, i jak własne prowadziły ją dziecię.
A Ojciec poruszył ramiony światy dźwigającemi i ozwał się głosem, co zlał się z harmonją światów:
— Łzo zgrozy i oburzenia, zkąd wzleciałaś aż do mnie?