Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noce bezsenne.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Poezya była powołaniem: stała się kunsztem... Ruiny, dokoła ruiny...
Szczęściem wiemy, że gdy runie wszystko, naówczas odbudowywać się zacznie obalona świątynia. Tak i z poezyą...
Ileż to światów już rodziło się, rosło, dojrzewało i legło w gruzach, choć cywilizacya ich dosięgła bardzo wysokiego stopnia! Kataklizm jakiś burzący wywrócił porządek, zrodził anarchią i przyszło zniszczenie.
O tych cywilizacyach znikłych mamy w ogóle fałszywe pojęcia, znamy je mało. Nie mówiły one wprost do nas; musimy je odgadywać i domyślać się z obłamków.
Tam nawet, gdzie słowo zdobędziemy, znaczenie jego niepewne jest dla nas. Z papyrusów egipckich tyle się dowiedziéć możemy, ile przez analogią dojść i odgadnąć się godzi. Głębsze znaczenie wymyka się nam. Tymczasem w łomach marmurów z epoki odległéj znajdują się ślady narzędzi, dowodzących wysokiéj cywilizacyi, jak naprzykład ślady pił dyamentowych. W skrzyniach mumij są tkaniny zupełnie do gobelinów podobne. Pończocha, o któréj długo mniemano, że jest świeżym wynalazkiem wieków średnich, od lat tysiąców znaną była nad Nilem.
Ta piła, gobelin i pończocha są to rzeczy podrzędne; — ale z niemi razem idzie pewny stopień wyrobienia się ogólnego, którego one były owocem.