Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Razem z Karolem usunęli się na stronę.
— Słuchaj — odezwał się energicznie Bolek — w takich wypadkach zuchwalstwem trzeba nadrabiać. Okazać obawę i niepewność siebie prowadzi do najgorszych następstw. Zaufaj mi, wracaj do Pustelni, siedź w niéj spokojnie — a natychmiast ruszam, śledztwo sprowadzę i gdyby nawet było już jakie doniesienie, musimy bez trwogi się bronić — i obronimy.
Gdybyś uszedł lub skrył się, podał byś siebie i mnie w podejrzenia.
Karol nie namyślał się długo — ścisnęli się za ręce.
— Weź konia leśniczego i jedź do domu — dodał Bolek. Bądź spokojny.
W pół godziny potem Karol przybył do swego domku, który opuścił niedawno, nie spodziewając się tu już może powrócić. Pierwszym którego ujrzał w ganku, był stary Jakób, siedzący z głową w dłonie zanurzoną. Posłyszawszy tętent konia podniósł ją i wstał, starając się przybrać postawę spokojną i wyraz twarzy powszedni, ale wszystkie muskuły jéj drgały mimowolnie i ręce mu dygotały.
Zobaczywszy przybywającego pana na cudzym