Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Noc majowa.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ścią taką, jakbym je raz jeszcze za pokutę jakąś musiał przecierpieć?
Nadto widziałem i przeżyłem, ażebym los miał o niesprawiedliwość względem mnie obwiniać. Wiem to, że człowiek miarą maleńką, powszednią, losów swoich, sprzężonych z losami ogółu rozmierzać nie ma prawa, ani się skarżyć na nie. Mimowoli jednak egoizm, z którego się nikt otrząsnąć nie może, budzi się i szepcze: com ja zawinił??
Jedna tylko chrześciańska wiara ma na to odpowiedź. Żadna filozofia nie rozwiązuje tego pytania inaczéj jak topiąc go w ogromie niezrozumiałych kataklizmów, w chaosie atomów...
Katechizm poprostu odpowiada: Bóg cierpieniem próbuje człowieka i zsyła je nawet wybranym; walczyć z niém — zadanie nasze...
Sięgając daléj widzimy, że u pogan stoicyzm także rozwiązywał kwestyą boleści w życiu niepokonaném męztwem, charakterem niezłomnym, pogardą męki i śmierci.
Samobójstwo, o którem w pierwszéj chwili pomyślałem, dla wyswobodzenia żony, nie byłożby jak każde inne ucieczką z placu i słabością.
Wymaga ono tylko jednéj chwili natężonéj