Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/304

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

garo, podał rękę z kolei wszystkim, i wyszedł majestatycznie, przeprowadzony przez gospodarza.


∗             ∗

Nazajutrz o godzinie jedenastéj, Zdzisław ubrawszy się, z zasady jak najskromniéj, z listem w kieszeni poszedł na Kommendantenstrasse. Był w usposobieniu osobliwszém od wczora, noc miał niespokojną, wzburzyły go sarkazmy pana Sylwestra Majaka, oburzał się przeciwko zarzutowi słabości i przepowiedni, którą mu w twarz rzucono...
Jednakże ta przepowiednia łatwego jakiegoś szczęścia, do którego miał pewne prawo, chodziła mu po głowie...
Upokarzałoby go, gdyby los sobie z nim postąpił jak z dzieckiem, ale — ostatecznie przyjąłby był może z ochotą jego opiekę, choć sam przed sobą do tego się nie przyznawał...
Elsa była jedynaczką — ożenienie z Elsą dałoby mu Zahorodzie i Jeziorany pod bokiem stryja i dozwoliłoby urągać się dzikiemu prześladowcy...
Łudził się jeszcze życzliwością Mangolda, tłómacząc sobie ostatnie z nimi widzenie się w Warszawie, jako ostrożność rodzicielską... opiekuńczą, aby zbyt wcześnie serca ich się nie rozmarzały.
Gdyby Elsa go... nie kochała, cóżby za znaczenie miał ów pączek róży i wejrzenie oczek jéj