Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/305

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czarnych, nie mówiły tyle... niepojętych a cudownych rzeczy?
Dom pod numerem dziesiątym, wyglądał bardzo porządnie... Wschody na drugie piętro prowadzące oznajmowały mieszkanie wygodne i ładne. Przy drzwiach u dzwonka na mosiężnéj tabliczce stał napis: „Staatsrath baron von Puciata.“
Baronowstwo zdało mu się nieco dziwném, ale już go ostrzeżono, że tu wszystką szlachtę chrzczą na baranów, ażeby się przypadkiem nie zmieszała z prostym pospolitych śmiertelników tłumem.
Zadzwonił. Niemeczka bardzo zręczna i ładna, z obrzydliwemi rękami, uśmiechając się otworzyła mu drzwi, popatrzała nań, i jakby już wiedziała o co idzie — szepnęła:
— Baron Rochus?
Zdzisław skłonił głowę potakująco i szedł już za wiodącą go, gdy w pośród przedpokoju skrzyżował się z młodą kobietą, podniósł oczy i stanął nieco zdumiony. Była bardzo piękna, a co rzadsza, piękność jéj uderzała oryginalnością. Nie była podobna do tysiąca innych, co się pięknościom często bardzo zdarza.
Słusznego wzrostu, wyprostowana bardzo, poważna choć jeszcze młodziuchna, szła nieco mierzonym krokiem zamyślona... Czarne włosy bujne, na pół rozpuszczone, spływały na białe ramiona. Twarzyczka nadzwyczaj drobna, rysy miała ostro oznaczone i regularne, jaby zadumane i ochmu-