Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

o czémś obojetném, a Roszek odezwał się przez stół do hrabiego:
— Kiedyż pan z listem zechcesz być u mojego ojca?
— Kiedy mi pozwolicie? kłaniając się rzekł Zdziś.
— Ojciec z rana jest najwolniejszy, stoimy na Kommendantenstrasse, numer 10 — drugie piętro... mówił żywo Roszek, jakby się lękał, żeby śpiewający znowu Grace (fałszywie) Sylwester, i pomagający sobie bębnieniem po stole, nie wpadł w rozmowę. Przyjdź pan około jedenastéj, ja czekać będę. Ojciec pewnie i was do matematyki pędzić nie omieszka, bo utrzymuje, że ona prowadzi do wszystkiego...
— Gdyby była inna droga — wtrącił Zdziś, nie przeczę, że wolałbym inną, mniej suchą i ogołoconą...
— Przepraszam — przerwał wstając Majak... Nie chcę się znowu sprzeczać, ale wszystkie te nauki, które są postrojone, ożywione, zabawne... mają tę wadę, że są samozwanki i darmo się naukami nazywają, bo im to imię nie służy. Nauka musi być suchą... A ja żegnam panów, bo...
Spojrzał na zegarek.
— Muszę być jeszcze dziś w amfiteatrze, trup mi mój przepadnie...
To mówiąc dopił żywo herbaty... zapalił cy-