Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Piękna Elsa miała téż ojcowską wadę — nieobfitą wyobraźnię i ciężką wymowę, ale śliczna będąc, mówiła tak wiele oczyma i twarzą, iż nikt nie czuł ubóztwa jéj myśli i braku uczucia.
Panna Hela, która zdawała się zdawać sobie dobrze sprawę z tego kalectwa barona i baronówny, mówiła za troje choć nie bardzo do rzeczy. Każda tu rozmowa w niedostatku przedmiotu kończyła się nieuchronnie jedném — pokazywaniem bardzo pięknych różnych rzeczy, ogrodu, kwiatów, obrazów, aż do klejnotów panny, i opowiadaniem zkąd to wszystko było posprowadzane i jak wiele kosztowało...
I teraz téż hrabina ze swą zwykłą uprzejmością poszła oglądać, unosić się, chwalić. Baron poważnie a milcząco poszedł za nią, czasem dorzucając jakieś słowo, a Zdziś tak uczenie manewrował, iż szedł ciągle około Elsy, która darzyła go wielką obfitością wejrzeń i pół-uśmiechów. Parę razy spróbował cichą zawiązać rozmowę, ale ta kończyła się zawsze ciężko wyjąknioném słówkiem, które Zdziś musiał brać na tortury, aby z niego coś wyciągnąć.
Hrabina tak uczuła się wkrótce zmęczona temi odwiedzinami, iż pod pozorem pospiechu i wielkiego zajęcia, chciała pożegnać barona, lecz nie mógł on zezwolić na to, ażeby odjechała nie widząc jego sreber i porcelany. Panna Hela pobiegła przyspieszać podanie herbaty.
Otwarły się nareszcie podwoje... W głębi sa-