Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ułożeniem z matką planu nietylko podróży, ale całego urządzenia się w Berlinie.
Pół senne owo marzenie służyło mu za podstawę. Hrabina uszczęśliwiona niezmierną praktycznością syna, przystawała na wszystko i mówiła do panny Róży ze łzami:
— Żebyś ty wiedziała, moja najdroższa, jaką dla mnie Zdziś jest pociechą... co to za serce i rozum... jaka wytrwałość i takt! jak on wszystko zawczasu rozumnie, statecznie powiedzieć umiał! Mówię ci, że gdyśmy zaczęli z nim radzić o jego przyszłym pobycie w Berlinie... doprawdy osłupiałam, jak ten chłopak zrozumiał swe położenie, obowiązki, stosunki, wszystko... Słuchając go, dziękowałem Bogu, że mi dał takiego syna, i zalewałem się łzami. Anioł dobroci, a głowa! rozum zdumiewający!
Panna Róża całując w rączkę dobrodziejkę, szeptała z uśmiechem:
— A! proszę pani mojéj! ileż to ja razy unosiłam się nad tém dawniéj! albożmy to tego nie widzieliśmy codziennie... Serce wziął od matki i rozum...
Hrabina ściskała pannę Różę, a ona padała do nóg hrabinie...
We dworze zajęcie było nadzwyczajne, wyprawa jedynaka w podróż taką długą, na którą wszystko a wszystko należało obmyślić! Co chwila przychodziła myśl jakaś o czémś zapomnianém... przybie-