Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

raźniejszy — odezwał się Żabicki — ale się nie zarzekam ani przyrzekam...
— Gdyby naprzykład tafiła się taka czarująca Stasia? złośliwie pochwycił profesor — hę?
— Wszyscy mnie nią prześladujecie! zawołał Żabicki łamiąc ręce — nie przeczę, czarujące dziewczę, ale to kwiatek nie dla mnie... Chwile z nią unieść się w tańcu i pomarzyć... rozkosznie jest; czy żyćby było równie wesoło, nie wiem... Zdaje mi się, że okiem i sercem mierzy gdzieindziéj i wyżéj daleko...
— E? e? zapytał profesor — gdzie? jak?
— Czyżeś tak niedomyślny?
— Toby było szaleństwo! oburzył się Wilelmski... gdzież co podobnego na świecie się kiedy trafiło!... Dla naszego hrabiego księżniczki mało!
— Życzę mu choćby królewny — rozśmiał się Żabicki — byle on ją a ona jego kochała...
— O jego losy nie ma się co frasować — zamknął rozmowę Wilelmski opatrzone one są;.. Należy do tych uprzywilejowanych, dla których gołębie w niebie aniołowie pieką!...
— Niebieskiemi migdałami nadziewane... mruknął Żabicki i zaczął książki pakować.


∗             ∗

Odkładany po kilkakroć dzień wyjazdu z Samoborów się zbliżył. Zdzisław był niezmiernie zajęty