Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Niebieskie migdały.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gła panna Róża dowodząc, że się jeszcze bez tego w żaden sposób obejść nie może, wsuwał się profesor przypominając coś, co mogłoby być wielce użyteczne... Matka sama nieustannie notowała na kawałeczku papieru niezbędne zapasy... i chodziła oglądać to, co już było gotowe...
Zdzisław w swoich pokojach czynił rozumny wybór tego, co mu się zdawało koniecznie potrzebne, pakując kufry pooznaczane numerami... A było ich już tyle, że dla całéj amerykańskiéj rodziny połowaby ich wystarczyła... Profesor zabierał także wiele rzeczy, bez których obejść się nie mógł, a raczéj których zostawić się lękał, nawet pod opieką narzeczonéj... Ślub przed wyjazdem okazał się niepodobieństwem dla pewnych formalności, które z obu stron dopełnione być musiały — odłożono go więc na jakieś ferye, w czasie których hrabia i profesor do Samoborów zjechać mieli. Przy zaręczynach otrzymał Wilelmski w podarku od panny Róży kaftanik ciepły przepyszny, zadatek troskliwości jéj o zdrowie przyszłego małżonka. Okrył go w jéj oczach pocałunkami, co ją niemal do serdecznego pobudziło śmiechu.
Zdziś z profesorem mieli się udać z lekkiemi bagażami przodem, za nimi służba, konie i tłómoki...
Biedna hrabina zawczasu chodząc po opustoszałym pałacu, płakała, licząc długie dni, które sama przepędzić będzie musiała. Gdy dzień na wyjazd