Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pan Słomiński, brat pański, znajduje się w stanie niebezpiecznego podrażnienia, jako lekarz mogę to poświadczyć i uroczyście protestuję przeciw wyciąganiu w towarzystwo tłumne.
P. Eustachy stanął wyprostowany, zmięszany, gniewny, spoglądając to na synowicę, to na doktora, który na skinienie panny Anieli, skłonił się bardzo niezręcznie i nieczekając na pożegnanie, wyszedł.
Drżąca, blada... synowica stała z wyrazem energii przerażającym, naprzeciw pana Eustachego. Jednem wejrzeniem mógł wyczytać z jej twarzy, iż ani czułością, ani groźbą, ani kłamstwem jej nie złamie.
— Przyszłam tu sama — rzekła głosem drżącym — aby się ze stryjem rozmówić otwarcie, bardzo otwarcie.
— Zmiłuj się — łagodnie odezwał się pan Eustachy — cały jestem na twe usługi — siadaj, uspokój się. Pewien jestem iż twe przywiązanie do ojca zwiększa ci i chorobę jego i niebezpieczeństwo... Uspokój się — proszę...
Pomimo słodyczy z jaką wymówione były te wyrazy, panna Aniela, ani usiadła, ani się uspokoiła.
— Wiele mnie ten krok mój kosztuje — rzekła śmiało — ale los ojca droższy mi jest nad mój własny — musiałam go uczynić... Stan jego jest okropny, ale mi lekarz czyni nadzieję.
— Jakiż stan? co to za podrażnienie? ja nic nie rozumiem! udając zdziwienie rzekł pan Eustachy, nie postrzegłem w nim żadnej zmiany.
Aniela spojrzała nań z takim wyrazem oburzenia i zgrozy, że pan Eustachy mimowolnie się zarumienił.
— Stryju, rzekła — nie miej mnie za dziecko... nie jestem niem... Nie chcesz być ze mną otwartym, a ja nią być muszę. Kosztuje mnie wypowiedzenie tego co na sercu leży... ja wiem że o chorobie ojca jesteś uwiadomiony i rachujesz na opiekę nademną... że