Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad modrym Dunajem.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odwiedziny te nie w porę przychodziły panu Eustachemu, który z jakimś niepokojem, powoli wsunął się do mieszkania i uchyliwszy drzwi ostrożnie, postrzegł pannę Anielę siedzącą przy stoliku, z głową na ręku opartą. Doktor Hurko, który jej towarzyszył, stał w oknie i patrzał na ulicę.
Pan Eustachy byłby się może cofnął i uciekł, ale został postrzeżonym, synowica wstała i biegła przeciwko niemu
Musiał więc wejść, rad nie rad, i przybrawszy twarz wesołą, wyraz czułości pełen, pospieszył do ucałowania rączek.. kuzynki...
Doktor skłonił się z daleka.
Panna Aniela oczy miała zapłakane.
— Cóż to za szczęście! co za szczęście... że droga moja Anielka mnie odwiedza! — zawołał.
— A! nie szczęście, ale przeciwnie ból i niedola mnie tu sprowadziły — przerwała Słomińska gorączkowo i żywo. W głosie jej łzy czuć było i straszne cierpienie, ale się widocznie hamowała i starała być panią siebie.
— Kochany stryjaszek — poczęła, — mówić mu nie dając — był tak łaskaw, że prosił ojca mego do siebie dziś na wieczór. Wiem, że ma tu być osób wiele, że rozmowa naturalnie może dotknąć najdraźliwszych przedmiotów które mojego ojca, prawie do obłąkania rozgorączkowują.
Prosiłam ojca, aby się wymówił: pierwszy raz w życiu nietylko mi się oparł, ale się pogniewał na mnie. Siłą go powstrzymać nie potrafię. Doktor Hurko poświadczy, iż w stanie, w jakim się mój ojciec znajduje, ten wieczór byłby dlań zgubnym.
— Ale w jakimże stanie? w jakim stanie? Modest jest zdrowiuteńki... ja nie wiem o niczem — zawołał ręce załamując pan Eustachy.
Aniela milcząc, wskazała na doktora... a Hurko rzekł zimno: