Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Helma najmniej się zmięszała i pierwsza postąpiła do ojca.
— Wolski uciekł z domu zabrawszy z sobą Lischen...
Riebe zdawał się nie rozumieć.
— Co? kto? — zapytał... — kto uciekł?... Poszalałyście.
— Wolski uszedł z domu, zabrawszy z sobą dziecko...
Radca osłupiały stanął.
— Uciekł? kiedy? to nie może być!
Nie pojmował, ażeby ktoś mając dach i wikt bezpłatny mógł od takiego dobrodziejstwa uciekać, choćby mu pod nosem drzazgi palono. Patrzał na żonę i córkę na przemiany... Usta się mu wykrzywiły, zamyślił się głęboko.
Kobiety czekały zaciekawione co powie.
— Uciekł!! hm! filut... Zabrał to co do niego nie należy! Córka należy do matki, synowie do ojca... ale ja mu nie dam ani jednej ani drugich... To wprost Schwindel, aby odemnie dostać pieniądze. Odartus ten jakiś — włóczęga... ten... Polak!
Splunął.
— Jakże się to stało?
Helma opowiedziała mu śmiało swoje z mężem spotkanie, wiedziała, że za to złajaną nie będzie, ale opisała je tak, jak potrzeba było dla niej i dla ojca. Radca