Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sierdził się coraz mocniej i fukał coraz głośniej a potakiwał córce... wtórując... Der verfluchte Pole!
Przeszedł się pary razy po pokoju namyślając.
— A! so ist’s... so! so! — powtórzył razy kilka zamyślony... — Dobrze więc — zagramy my we dwóch z sobą — zobaczymy, kto z nas wygra!! zobaczymy...
— Ale mi wstyd ludzi! co jutro powiedzą... słudzy rozniosą po mieście, że mąż uszedł z domu dziecko unosząc...
— Mąż! Polak! — wzgardliwie rzekł radca, wszyscy wiedzą, że oni są szaleńcy, że mózgu nie mają, cultur unfähige!! Co mi... tam!
Idź spać, nie ma się o co troszczyć... Rachuje na mój pugilares... spekuluje na radcę... Radca mu pokaże, iż się tego nie obawia...
— Spać!... — To mówiąc splunął, podał rękę milczącej żonie i zwolna się wyniósł do swej alkowy. Helma pozostała zamyślona. Jedno uczucie miotało nią, gniew i pragnienie zemsty... Szczęściem miała przyjaciela, na którego łono nazajutrz obiecywała sobie wylać całą boleść, pewną będąc, że on ją zrozumie i podzieli. — To ją nieco uspokoiło, stawała się niemal heroiną —