Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/106

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ma nic?... podchwyciła żywo. Mów mi pan otwarcie.
— Proszę pani dobrodziejki — ja nie wiem... Kajetan mi się tak dalece nie zwierza, miarkuję tylko z niego, że panną trochę zajęty a ona nim...
— Niemka! luterka! a to dzieciak! dwudziestego pierwszego roku nie skończył... — przerwała, lamentując Rejentowa, której twarz pałać zaczynała — panu się to chyba marzy. On o nauce powinien myśleć jeszcze.
— Niech pani tak tego do serca nie bierze, mimowolnie się wygadałem — rzekł spokojnie Wojtuś. — Pewnie tam nie ma tak dalece nic — ale w liście niech mu pani żartobliwie napomknie, żeby się strzegł sideł niemieckich...
Rejentowa sparła na ręku głowę i zamyśliła się, gdy do przedpokoju zadzwoniono. Poczęła się przysłuchiwać, spojrzała na zegar.
— To chyba poczta? — zawołała z cicha.
W tejże chwili Dosia weszła krokiem szybkim, w ręku do góry podniesiony trzymając list.
— Od Kaja! — zawołała, porywając go żywo matka — pozwolisz pan! — chwyciła za okulary... Zapomniała już zu-