Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ona była wybornym pozorem... Nie wyrzekł się więc bardzo.
— Dosiu! Dosiu! — zaczęła wołać Rejentowa — wszak śmietanka jest; prędzej! podaj maszynkę... i sucharki... a żywo...
Usiedli tedy znowu.
— Nie powiem, żebyś mnie pan nastraszył... — zaczęła wdowa — mam ufność w Bogu, że moje niegodne modlitwy wyproszą dla mego Kaja opiekę... lecz — jeśli pan co wiesz... niech mi pan powie, proszę pana...
Chwilkę milczała a Wojtuś nie miał siły i odwagi do zwierzeń.
— Kajo jest bardzo wrażliwy, ale o ile ja go znam — wrażenia u niego łatwo przechodzą.
— Otóż i ja się tej jego wrażliwości lękam — począł Wojtuś — panna, choć Niemka, ale rzeczywiście bardzo piękna, wymowna, oczytana i rozumna a podobno ma słabostkę do Kajetana.
Rejentowa załamała ręce, znowu się zarumieniwszy.
— O mój Boże! — zawołała — ja to pojmuję, ocalił życie jej bratu... i — choć mój syn — trudno mu nie przyznać, że chłopak ładny.. że podobać się może. Ci ludzie gotowi go posądzić... Ale tam przecie nie