Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Nad Spreą.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mnie samego dziecko! Dopiero tu zebrało mi się na rozwagę!! Zdaje mi się, że Rejentowej nic nie powiem, podróż wezmę na własnego głupstwa rachunek i wrócę jak niepyszny ze wstydem.
Cóżby pomogło oznajmić jej wcześniej o tem. co się być zdaje nieuchronnem? Maż ona tyle siły i przewagi nad synem, aby powstrzymać go mogła? Co znaczy najboleśniejszy wyraz matki przy jednem spojrzeniu kochanki...? Życie ma ostateczności obrzydliwe i straszne.., rzeczywistość najpoetyczniejsza może być nielitościwie, okrutnie, zbójecko ohydną!! To matka, tamta obca... tu obowiązki, tam fantazya... ale to przeszłość a tamto obecność i życie...
Marzył tak garbus, gdy w drugim pokoju usłyszał szelest i szepty... a potem ujrzał prędkim wchodzącą krokiem Rejentową, ubraną bardzo skromnie ale zarazem starannie... Rejentową, która doń obie wyciągała ręce, uśmiechając się radośnie.
Pani Rejentowa nie była bardzo starą, miała lat pięćdziesiąt kilka, ale znać na niej było chorobę, znużenie i smutek wdowieństwa. Twarz jej wyżółkła i tęgo marszczona typem przypominała Kajetana, lecz życie nie rozwinęło jej do takiego blasku i siły. Zdało się, że w połowie niedokoń-