Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szane, zaprawione i osmaczone — albo z piędziesięciu książek starych zszywa się nowa.
Proces to znany, łatwy i przy odrobinie talentu, dający owoce wcale pokaźne. Ale tu w Niemczech tego owocu na targu jest tyle, że go za bezcen nie chcą Po polsku zaś... ty wiesz lub nie wiesz co daje pisanie? Chleba z tego mieć nie mogę — a chcę mieć chleb.
— Mój drogi — ofuknął go Florek — jużciż póki ja żyję.
— Tak! tak — rzekł Jordan — ale ty także możesz nie mieć chleba do zbytku.
— Jakim sposobem? — oburzony zawołał Floryan.
— Jak tysiąc innych co się zdało na łaskę i niełaskę rodziny. Kosucki może być niezłym człowiekiem — ale jest człowiekiem, podlega pokusie.
— Siostra! Natalia! — wołał Floryan.
— Siostrze on potrafi wmówić co zechce — rzekł Jordan — ale, dajmy pokój temu. Dość. Pozwól mi bym się na przypadek uczył introligatorstwa.
— Bzik! — roześmiał się Floryan.
— Wiesz, że jestem do bzików skłonny — spokojnie rzekł Jordan. — Przypuść, że mam taką fantazyę.
— Naturalnie że ci jej zabronić nie mogę —