Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/543

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

żywi i wpada wnet w swój stan jakiegoś ociężałego lenistwa.
Stosunku jego do żony, wyznaję, zrozumieć nie mogę. Przy mnie, ona dla niego jest dosyć miłą i troskliwą — lecz, widać i czuć że dla niej stał się obojętnym. Panuje nad nim widocznie. W domu ona rozkazuje, on do przepisanego porządku stosuje się z uległością wielką. Całuje ją po rękach, chodzi na palcach, uśmiecha się — a jeśli o co mu prosić przychodzi, czyni to z nieśmiałością wielką. Jedno jej czasem spojrzenie ostre — usta mu zamyka.
Zdaje się jednak dosyć szczęśliwym i nie skarży się wcale.
W domu zajmuje pokokoik na tyle, skromny i niezbyt wygodny. Życie wedle trybu przez panią z góry oznaczonego, ściśle do jej programu jest zastosowane.
Duchownych zawsze u nich pełno, a że ona sama należy do czynnych dusz pobożnych — czuwa i nad tem ażeby mąż był zbawionym. Kilka razy na tydzień prowadzi ją do kościoła i asystuje wszystkim większym nabożeństwom i procesyom.
Wolno mu jest wieczorami bywać w klubie — ale z pieniędzy — jak uważałem, ścisły musi zdawać rachunek.
Czasem z prałatami grywa u siebie w domu wiseczka. Cygaro, które, jak mi sam mówił, dawniej palił w salonie, później okazało się żonie