Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/502

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

tu, jak powiadał, dla wychowania dzieci, a miał swoją wioskę około Krośna. Do pieczystego doszedłszy, byli już jak starzy i dobrzy znajomi; Szczurowski zabawiał ich anegdotami staremi i współczesnemi, był tego szczęśliwego temperamentu dawnych czasów, który się nigdy nie zachmurza, a w razie ostatecznym, najgorszym, woła: — Kiep świat! i śmiej się z niego.
Do swoich spisów szlachty i genealogij przywiązywał niezmierną wagę, głosząc, że wszystkich dotychczasowych heraldyków w Kamycz zapędzi, że nawet sławnego hr. Mniszcha z Wiśniowca i hr. Aleksandra z Dubiecka prześcignie.
— A to, panie — dodawał, klepiąc ręką po piersi, na której leżał seksterniczek — to panie, fundament historyi naszej. Nie stanie szlachty, nie będziePolski.
Wkrótce praktyczniejsyz od Małdrzyka Micio, widząc pana Szczurowskiego ożywionym, przysiadł się do niego, żądając objaśnień o innych współbiesiadnikach, których on zdawał się znać wszystkich, bo niekiedy zdala mięszał się poufale do ich rozmowy.
— Ja? — rzekł zcicha Szczurowski — mogę panu nietylko tu po imieniu i nazwisku wszystkich wymienić, ale nawet w ulicy. Żyję w Krakowie od lat kilku, znam każdego, nawet mieszczan — ale tych ja genealogij nie zbieram.
Widzisz pan tego niepoczesnego starowinę,