Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Na tułactwie.djvu/487

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

komu, wyprosiła sobie tylko aby jej nie wypędzano.
Lasocka wylawszy wszystkie łzy jakie miała, zajęła się teraz pakowaniem, aby Moni oszczędzić pracy, której ona dla kaszlu prawie się jąć nie mogła.
Małdrzyk chodził, rachował, marzył i już wyobraźnia mu malowała osiedlenie się gdzieś w Galicyi, które musiało być daleko łatwiejszem i przyjemniejszem.
Słomiński, który nadszedł i przestraszony drżał o siebie aby go ten sam los co Małdrzyka nie spotkał, miał w zapasie kilka przykładów nader szczęśliwego osiedlenia się w Galicyi. On sam się tam nawet wybierał. P. Floryan otrzymawszy to potwierdzenie swych marzeń, najmocniej był przekonanym, że teraz wszystko musiało pójść łatwo dobrze i — nawet świetnie. Znał i przypominał sobie kilku współobywateli, których familijne stosunki wyniosły na Podole galicyjskie — byli to przecież ludzie co ze sobą stare braterstwa tradycye wywieźli, i zachować je musieli. Zwolna powracała otucha.
Dnia tego oczekiwano napróżno Micia, nie było ani jego ani od niego wiadomości. Ostatni dzień się przybliżał, a odźwierny Bazaru pocichu szeptał, że zaglądały tu jakieś figury, dopytujące o Małdrzyków, których przesuwanie pod oknami nic dobrego nie wróżyło.